Niektóre rzeczy w życiu są jak domek z kart – pracowicie go budujemy, jedna karta musi opierać się na drugiej, aby stanowić solidny fundament dla kolejnego poziomu, jednak wystarczy chwila nieuwagi, zaburzenie tego balansu, a wszystko się rozpada i musimy zaczynać od nowa.
Tak jest na przykład z życzliwością i hejtem. Jest jakoś tak, że możemy pracowicie budować tę kulturę wypowiedzi, przyoblekać ją w składniki, które świadczą o empatii, a jednak gdy przestajemy dbać o te szczegóły, lub nadchodzi fala hejtu, niczym podmuch z ust potrafi rozpirzyć ten domek z kart.
Może polecieć jak mowa nienawiści.
Tak jest z wieloma standardami, z tym, co wymaga wysiłku, codziennego pielęgnowania, aby to utrzymać. Ze wszystkim tym, co pozytywne, lecz kosztowne w wymiarze wkładu, tego wysiłku, który trzeba dać, aby działało.
Zaczynasz odpuszczać = zaczyna działać grawitacja, która ściąga w dół. Ten dół, to nierzadko coś, co łączy się z negatywnymi emocjami, a te są na tyle niewygodnie wyrazistą siłą, która wymaga odreagowania, że tym bardziej trzeba siebie przypilnować, aby nie spaść jeszcze niżej.
Nie dla nienawiści. Tak dla dobrych standardów. Tak dla wysiłku, który pomaga je budować i dla wytrwałości, której trzeba, aby coś po wielu nieudanych próbach zaczęło działać.